poniedziałek, 10 września 2012

W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.


Carlos Ruiz Zafón

I właśnie tak się kończy nasza historia, Skarbie. Nie miałam Cię przez długi czas, bo najzwyczajniej w świecie nie byłam w stanie zebrać się na odwagę i o Ciebie poprosić. Już wiem, że gdybym zażądała wcześniej, też bym Cię dostała. A teraz, kiedy siedzę w hali, w której poziom decybeli przewyższa znacznie ten dopuszczalny, patrzę na Ciebie, jak dumny kroczysz po statuetkę MVP meczu, zastanawiam się, po co tak właściwie było mi to wszystko. Okazałam się być zimną suką, czego sama po sobie się nie spodziewałam, Ty chyba też nie. Spoglądasz w moją stronę, dostrzegasz moją twarz w tłumie rozradowanych ludzi, a ja uśmiecham się po raz ostatni wymuszając choć cień realizmu w moim grymasie i kiedy tylko rzucasz się w stronę swojej drużyny by świętować wygrany zasłużenie mecz, ja po prostu przeciskam się przez tłum i opuszczam halę.
Wchodzę do klatki schodowej, moje obcasy stukają o podłoże, rozdzierając panującą tu ciszę. Samochód stoi przed blokiem, nawet go nie zamykałam, bo nie zejdzie mi tu długo, nie ma miejsca na sentymenty. Wsuwam do skrzynki na listy kopertę spryskaną moimi perfumami, których woń towarzyszyła nam nieprzerwanie ostatnimi czasy. Naiwnie myślę, że może poczujesz ten zapach i oszczędzisz sobie długich chwil niepewności, kiedy wrócisz do domu bez żadnych wiadomości ode mnie; widzisz, mam jeszcze jakieś uczucia. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jesteś pedantyczny i pocztę sprawdzasz raz na ruski rok, a tylko w ten sposób dowiesz się o tym, że odeszłam. Dlatego mimo wszystko pragnę, byś zrobił to jak najszybciej.
Żegnaj, Konstantin. Cudownej reszty życia; mam nadzieję, że Matylda Ci wybaczy. Słowa te tłuką się w mojej głowie przez całe dnie. Nie wierzę w pieprzone przeczucia, ale w którymś momencie poczułam się wolna. Chyba właśnie wtedy przeczytałeś mój list, napisany na czterech kartkach formatu a cztery.

 „Kiedyś wszyscy odkrywamy tkwiącego w jądrze miłości robaka tragedii.” 

No i tak, właśnie w ten sposób kończy się historia Madżi i Konstantina. Taaaak, to Cupko! Też się cieszę, że się cieszycie. : ) 

4 komentarze:

  1. Znalazłam i zaskoczyłaś mnie. Świetne opowiadanie, a Cupko się kompletnie nie spodziewałam. Dużo, dużo weny, życze :0
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i kolejne, na które trafiam po zakończeniu, life is brutal. Dobrze, przyznam się bez bicia - Cupka w ogóle się tutaj nie spodziewałam. To opowiadanie wręcz przypomina mi życiowe sytuacje, jak łatwo można kogoś odbić, a za chwilę się nim znudzić. Może gdyby Konstantin nie był aż tak zaborczy i 'radarowy' udałoby mu się utrzymać dziewczynę przy sobie. A tak może jej powiedzieć Sayonara na do widzenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie! Interesująca treść. Przeczytałam za jednym zamachem, gdyż zainteresowanie nie pozwalało odejść choć na moment :)

    OdpowiedzUsuń